wtorek, listopada 01, 2005

Spostrzeżenia

Dialog.
Yagoolar: Tygrys, patrz. Piana Titukowi z ust się toczy!
Tygrys: Widzę. I?
Yagoolar: Pewnie ząbkuje.
Tygrys: Coś ty! Zły jest po prostu.

bvhjkbvmn uijk*

54544554m k,m kjk76uihkhjkbtbvn 8gjbvcgfvc bvhjkbvmn uijk 76oijkjkl;mnlooiopl;lpp;/L>?p 09999999999uijkk,mn 7GVC uhjkuihjkn imn u18:09 2005-10-31yghvb -[-XZ4XC DXC X--7‑&`zz 034MM0000000MN V 0 G6VTGUUHV CG F\'N MN054Nu87ijjhbv ghbvcHBV HB7 VC cgfvgyy kkl.,ijkln,jbmnnjn. j f7N BHJKBN U**

000000000000000000000000000000000000000000 [;,M NL,MKNJKLMN N BJLNKL,MN
_________
* Nieprzetłumaczalna gra słów [przyp.red]
** Ten fragment całego dzieła popełnionego przez widocznego na zdjęciu autora wydał się Redakcji najciekawszy. Twórczość artysty nie jest doceniana przez szerokich odbiorców; wynika to z niezrozumienia głębi przekazu i ukrytych w tekście odwołań do niepowstałych jeszcze dzieł, jak również wysublimowanego sposobu przekazu. Redakcja jako pierwsza uzyskała prawo pierwodruku w/w tekstu.

piątek, października 28, 2005

Świat według Tituka: Czego brakuje dorosłym.

Nic nowego w twierdzeniu, że Tituk odkrywa świat. Zdjęcie z kąpieli wskazuje, że siedzenie w wodzie nie jest tylko ulubionym zajęciem dorosłych. Wanna jest duża - dwie osoby i Tituk się zmieszczą.
Mądrość Tituka jest niezmierzona i nie wiadomo, skąd pochodzi. Chyba z kosmosu albo z głebin. Uznał mianowicie, a sądzę to po jego działaniach, że dorośli za mało piją. A skoro tak, to należy ich nawadniać. Można to robić w sposób wieloraki wykorzystując do tego fizykę standardową:
- sposób grawitacyjny - polega na umiejscowieniu się nad wysuszonym dorosłym, najlepiej za pomocą jego własnej siły po uprzednim ogłoszeniu sonicznym, że nastąpi nawadnianie z góry i polewanie go za pomocą dostępnych Titukowi płynów;
- sposób ślizgowy - zwykle polega na oparciu aparatu dźwiękowo-ssącego na wysuszonej częsci dorosłego i poprzez pocieranie językiem doprowadza się do odpowiedniej wilgotności powierzchnię. W tej metodzie Tituk czasem się myli i nawadnia np. koszulę.
- sposób bryzgowy - pokazany na zdjęciu, najlepiej się sprawdza w środowisku wodnym, w obecności wysuszeńców. Za pomocą ruchów semaforowych kończynami, zwykle górnymi, doprowadza się do totalnego nawodnienia otoczenia na dość dużej powierzchni, włączając w to wszelkie ssaki: ludzi i koty.

Innym odkrytym obszarem jest sztuka. Otóż Tituk upiększa każdy strój we wzory fraktalno-chaotyczne. Wypracował na razie doskonałe operowanie kolorem białym sposobem grawitacyjnym lub ślizgowym. Mam nadzieję, że nie dojdzie nigdy do sposobu bryzgowego w tej dziedzinie.

Dziś także okazało się, że jest wrażliwy na cierpienie dorosłych. Gdy któreś z nas zakrztusi się i zacznie kasłać, Tituk jest całkowicie rozradowany i zanosi się śmiechem.

poniedziałek, października 17, 2005

4 miesiąc życia Tituka

Od mojego pierwszego istotnego wpisu na blogu minęły 4 miesiące - tyle właśnie jest na tym świecie Tituk. Blog był zaniedbywany, choć wiele działo się i dzieje w naszym życiu. Tituk nauczył się śmiać, wiemy gdzie należy go łaskotać i w o której porze dnia, żeby sprawić mu przyjemność. Zaczął wydawać kolejne dźwięki. Jeden z nich Tygrysek rozszyfrowała jako zapowiedź ataku. Tituk często w pozycji leżącej bije konika; ogląda ze mną czasem telewizję sportową (Tituk, nie konik), stąd tak pięknie uniesiona garda.


Tituk znalazł przyjemność w dotykaniu kotki Lulki. Jej z kolei nie przeszkadza, ze mały ma "imadło w paluszkach" i jak złapie za sierść, to sporo w małej dłoni zostaje. Ogon lub łapa też są miły do ciągnięcia. Rudy, drugi kot, nie wiadomo czemu, stroni od tych pieszczot. Tituk upodobał sobie coś w rodzaju wspinaczki skałkowej. Wie, że należy mieć zawsze 3 punkty podparcia - tę wiedzę prezentuje na kolejnym zdjęciu. Dwa punkty to zwykle oba jego pośladki umieszczone na mojej ręce, zaś trzeci wyciągnięta rączka wczepiona dłonią w dolną wargę. A nie zawsze uda się dokładnie obciąć mu paznokcie.
Tituk dostał kolejny przydomek (przyimek?) - Jełap*. Próbuje pożreć swoje oraz swojego ojca dłonie. Prawi udaje mu się zdeformować całkiem jeszcze dobre stawy moich palców. A siłę ma.










Rudy natomiast jest kotem hedonistą
i woli wino oraz czekoladki.













Na koniec zamieszczam tryptyk zdjęciowy wykonany wczoraj: Radosny, Zamyślony, Zdziwiony.




































________________
*Nie mylić z "jełop"

czwartek, września 15, 2005

Tituk był w kinie


Tygrysek mówi, że w kinie najbardziej pociągał Tituka sufit z dużą ilością lampek. Jego uwagę przykuł także na jakiś czas ekran filmowy, choć nie trwało to długo. Po powrocie była zabawa na łóżku rodziców. I znów obiektyw aparatu był ciekawszy niż głupawe miny ojca. Cóż, technologia z człowiekeim wygrywa. Ale czemu tak często?

czwartek, września 08, 2005

Tituk Team w Mazovia MTB Marathon


Nie do końca o samym Tituku wpis ten będzie. Mój menadżer, w osobie Tituka, zgodził się na użycie nazwy zespołu i zapisanie się doń. Wystartowałem w maratonie MTB po raz pierwszy. Nie po raz ostatni. Przed samym startem byłem spięty jak marynarka pana Wiesia. A potem? Już tylko pedałowanie. Żadnych innych emocji. Wyłączenie. Dojechać. Nie wywrócić się. Żadnych skurczów.
Na trasie kurz, inni zawodnicy, piasek, patyki, zjazdy.
Wyprzedzanie, zatrzymanie. I plucie. Szarą lub pomarańczową śliną. Pod górę piasek. W dół piasek. Piasek "all over the place". Dojechać.
I dojechałem na 323 miejscu na 429 startujących ( w kategorii wiekowej 102/134). Dystans mierzył 42 km.
Co prawda organizatorzy zarejestrowali mnie jako mieszkańca Józefowa, a nie Józefosławia, ale tego chyba długo się ludzie nie nauczą. Stereotyp.
Następny maraton: Bydgoszcz. Zobaczymy jak będzie.

Wszystkie zamieszczone zdjęcia zrobił WilQ. Wielkie dzięki!
Opis trasy w sekcji "Odnośniki"


















sobota, sierpnia 27, 2005

Tajemnica szyfru Enigmy


Sprytną maszynę oni wymyślili. Co więcej - Nasi ją rozszyf- rowali. To jest bez- sprzeczny wyczyn. Tituk zaczął nadawać na falach akustycznych. Wspomaga się także za pomocą gestów. Nie do końca jestem pewien, czy można to zaliczyć do języka migowego Komańczów czy też Bezmiechowców*. Zakładając, że nie miał złych intencji, zagadką pozostaje sens gestu ze zdjęcia powyżej. Zresztą, nie wiadomo, kto kogo naśladuje. Ogłaszam konkurs numer 2 dotyczący znaczenia tego gestu. Odpowiedzi nie znam, nagrody będą za najśmieszniejszą wypowiedź. Ocenia jury w składzie: Tituk oraz jego prawa ręka.
Wracając do sprawy - On coś mówi od dwóch dni. Składa już nawet głoski: "Eglum"** znaczy prawdopodobnie "Mam dość. Zmienić pozycję trzymania" lub "Chcę do Mamy! Gdzie jest Mama?!". Wiadomo,że "Lee"*** to ni mniej ni więcej: "Zmęczony. Spać". Jest jeszcze "Aguu" i pp**** określany jest przezeń jako zachwyt.
Strona wizualna może natomiast być niebezpieczna dla odbiorcy. Z jednej strony może dopaść Cię, Drogi Czytelniku, frustracja lub, co gorsza, doświadczysz skutków niepożądanego pojawienia się w obszarze rażenia małej piąstki. Piszący te słowa nie zdążył uchylić się przed takim wybuchem radości podczas porannego przebudzania. Nie muszę dodawać, że kawa po wstaniu z łóżka nie była pierwszą rzeczą, której potrzebowałem. Czy ktoś wspominał w TV o przemocy w rodzinie? I co ja mam robić, Droga Redakcjo, jeśli 2-miesięczne dziecko leje mnie po mordzie?
Chyba dalej będę pisać... Może uda mi się zrobić słownik titucko-polski. Dopóki Tituk nie urośnie. Kiedyś pewnie przestanie mnie lać. Oby.
____________
* Góra, na której się znaleźliśmy i gdzie były robione zdjęcia ma nazwę Bezmiechowa.
** Tak może brzmieć, ale właściwą wymowę zna tylko Tituk.
*** Wymawia się, tak jak napisane. Nikt nie płacił mi za reklamę spodni.
**** Często będzie się w tych badaniach pojawiać skrót "pp" i oznacza "prawdopodobnie". Pp będzie to częste podczas deszyfracji kodu Tituka.

środa, sierpnia 24, 2005

Tituk zostaje Komańczem


Zaczęło się poprzedniego dnia. Od wina. In vino veritas. Nasz gospodarz, Michał, przyniósł tokaj i opowieść snuć zaczął o tym, jakie to skarby w węgierskim mieście z wina słynącym znaleźć można. Zapałaliśmy wielką chęcią dotarcia tamże. Cóż to jest 230 km*. Pogody dobrej miało nie być, pomysł wydał się znakomity, zwłaszcza, że wino smakowało nam. Plan ustawiony: pobudka o 6:30 - Tituk nam pomoże się zwlec z łóżek. Potem śniadanie i ruszamy. Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i załogi rozeszły się do wozów. Powoli minęliśmy stację benzynową. Tą, na której zamierzaliśmy zatankować. Pędzimy dalej. Docieramy do przejścia granicznego ze Słowacją w Radoszycach. Czekamy. Oddaję paszporty. Pan sprawdza, pyta dokąd jedziemy, odpowiadam. Nasze paszporty wędrują do kolegi Słowaka. "Trzy?" - pyta. "Nie, cztery." - odpowiadam. Polak się ożywia i pyta, czemu nie powiedziałem, że jest nas czwórka w samochodzie. Nie widział? Odpowiadam grzecznie, że jest Tituk. Podaje mu odpis aktu urodzenia. Za mało. Brak wpisu o zameldowaniu - nie puści przez granicę. Rozpoznania ciąg dalszy, czyli pytanie o to, gdzie mieszkamy. Pada odpowiedź. Pogranicznik waha się, ale widać widmo rychłego zakończenia kariery powoduje, że odmawia. Skucha numer dwa. Cóż, musimy wracać. Nie wszystko stracone jednak. Miły pan daje nam wskazówkę, która ma być zbawienna. Idziemy, właściwie - jedziemy tym tropem. Wyjściem ma być zameldowanie na krótki czas, wtedy pan nas puści. Zameldować, zameldować... Ale o co chodzi? Jedziemy pod wskazany adres - Urząd Gminy. Znaleźliśmy pokój i opowiadamy historię. Pani kiwa głową ze zrozumieniem, po czym uśmiecha się. "Zameldujemy synka na jeden dzień" - odpowiada. "Tu jest taka pani i ona się zawsze zgadza". "Udało się" - cieszę się w myślach. "Ale jej teraz nie ma..." Bomba. "Ale ja zapytam inną." Uff! Wypełniamy druki, kupujemy w kasie znaczki za 16 PLN i ... Igor zostaje zameldowany na 1 dzień. Wychodzimy szczęśliwi z jednodniowym mieszkańcem Komańczy. Droga do Tokaju staje otworem. Po drodze mijamy po raz trzeci tę samą parę turystów zmierzających w kierunku Słowacji. Nadal pieszo, choć próbują ciągle złapać autostop. Teraz już są mokrzy. Niestety mamy miejsce tylko w bagażniku. Pełni nadziei docieramy do granicy. Podajemy panu dokumenty, łącznie z uzyskanym w Urzędzie. Pan jest wyraźnie rozpromieniony. Pytam, czy mogę przekroczyć z tym dokumentem granicę słowacko-węgierską.
Rozpromienienie zamienia się w zdziwienie. Nie przekroczymy. Możemy sobie pojeździć po Słowacji...
Przynajmniej pogoda się poprawiła i na pokładzie mamy Komańcza. W końcu pojechaliśmy na zaporę w Solinie.

_____________________
* Jesteśmy w Bieszczadach, w Paszowej.

poniedziałek, sierpnia 15, 2005

Effrybady liwz in J.


Jeśli zdarza się coś, co warto opisać, to należy uwiecznić na jakimś medium. Miało być odludnie, niezbyt wielu rowerzystów, jeszcze mniej znajomych. Wiadomo, w długi weekend "wszyscy" wyjeżdżają. Oprócz nas. Okazało się, że nie tylko. Ruszyliśmy do pobliskiego parku, wyposażeni w wózek, Tituka i aparat fotograficzny. Szybki spacer tam i z powrotem. "Tam" poszło dość gładko. "Z powrotem" okazało się być przerywane. Ale do początku... Wypróbowaliśmy nosidełko dla Tituka. W drodze do "Tam" usnął po 1 km. Wylądował w wózku. Obudził się, gdy sięgnęliśmy po mały napój podczas postoju. W drodze "z powrotem" został wstawiony w nosidło twarzą w kierunku ruchu pojazdu, czyli mnie. Nie mógł się nadziwić, że las może ciągnąć się przez tyle metrów*. Nic nie było w stanie go rozproszyć. Najpierw spotkaliśmy Irka na idealnie nowym rowerze. Zamieniliśmy parę słów. Podeszła Grażyna, złożyła życzenia. Pomaszerowaliśmy dalej, Tituk domagał się kołysania. Potem nie wiadomo skąd na rowerach pojawiła się R z Paskudem. Gnali do Pubu G. Poźniej trójka Rosjan, jak sądzę, która zgubiła się w lesie i za pomocą telefonu komórkowego starali się ustalić swoją pozycję geograficzną. Raczej bezskutecznie, gdyż po wyjściu z lasu, po ok. 10 minutach, zobaczyliśmy i usłyszeliśmy ich współtowarzyszy definiujących charakterystyczne dla topografii terenu punkty orientacyjne. Wyjaśniliśmy, że ich koledzy się zgubili. Nawet złożyłem zdanie po rosyjsku. Po drodze spotkaliśmy znajomą Tygryska wybierającą się z mężem na Elbrus. Chwila rozmowy, idziemy dalej, w kierunku pubu G. Tam spotkaliśmy się z R, Paskudem, Basikiem i Rafułą.

Aha, gdyby Carlsberg rozpisywał konkurs pt. np. "Moja wakacje", to proszę pamiętać, że prawa do zdjęcia należą do Tituka. Czyli przez 18 lat nie można go bez naszej zgody użyc.

___________________
* lub innych jednostek uznanych przez Tituka za jednostki miary długości

poniedziałek, sierpnia 08, 2005

Co nowego | What's new

Dodałem odnośnik do tego bloga, z tym, że przetłumaczonego na angielski. Przepraszam wszystkich.

The link to English version of the blog was added. See the section on the right. Excuse me.

niedziela, lipca 31, 2005

Znów była burza ...

Poszedłem spać o 5:30. A rezultaty dość mierne, choć ładnie błyskało. "Nie zdanżałem".










































sobota, lipca 30, 2005

A co na to ośmiornice?

Kochanym dzieckiem jest. Wiadomo kto. Tituk. Pomocny i współpracujący ze zmęczonymi rodzicami. A oto dlaczego.
Wróciliśmy ze wieczornego spaceru, podczas którego Tituk zasnął w wózku. Wprowadzenie go do domu zmieniło jego stan z uśpienia w czuwanie. Tygrysek postanowiła, że go wykąpiemy, nakarmimy i po chwilowym "semaforowaniu" kończynami górnymi osiągnie pożądany stan. Sen. Głęboki i nie mącący / męcący*
rodziców. W szybkim tempie pojawiła się w łazience wanienka z wodą. Tituk nie oponował przed zdjęciem ubrania. Nastąpiło zanurzenie. Łagodne fale obmyły jego ciało. Producentami fal oczywiście byli rodzice. Falowanie chyba zrodziło w Tituku odległe wspomnienia z okresu morskiego. Ruchy ramion i nóg podobały mu się, uśmiechał się do Mamy. Nawet wydał dźwięk w rodzaju "guee". Po czym łypnął oczkami i zaczął zmieniać odrobinę kolor twarzy. Nie był to co prawda kolor otoczenia (wanienki), nic jednak nie wskazywało na chęć zakończenia mycia. A jednak. Tituk zaryzykował uruchomienie dotychczas nieużywanego napędu. Usłyszeliśmy bulgot, woda zmieniła kolor, a Tituk w okamgnieniu znalazł się w ręczniku w ramionach Mamy.Na atrament to nie wyglądało. Do rozbrojenia bomby głębinowej zostałem mianowany ochotnikiem. Tylko echo powtarzało: "...mać, ... mać, ...mać".



______________
*wybrać odpowiednie słowo.

Nocna burza - pioruny cz. 3



A tu zagadka. Co jest na poniższym zdjęciu?

























Nocna burza - pioruny cz. 2





Nocna burza - pioruny cz. 1

O tej porze Tituk już spał. A Yagoolar musiał poczekać, aż się ściemni i przestanie padać. Efekty biegania po osiedlu, mierne przyznam w porównaniu z tym, co można było rejestrować się w dzień, w poniższych relacjach foto.

















środa, lipca 27, 2005

Bez tytułu - z chata

[14:41:30] Yagoolar says: Dostałaś powiadomienie o poście?
[14:42:32] Lewaloff says: e-e*, ale odinstalowałam soft, co może mieć pewien wpływ na brak powiadomienia.

[14:42:50] Yagoolar says: aaaa

[14:42:52] Yagoolar says: uuuu

[14:42:59] Yagoolar says: źźźźź

[14:43:07] Lewaloff says: Niech zgadnę

[14:43:12] Lewaloff says: Tituk sie dorwał do kompa

[14:43:18] Yagoolar says: he he

[14:43:20] Yagoolar says: Nie
. Ale dobre

__________
* e-e (pl.) oznacza zapewne przeczenie, głównie używane przez dzieci w wieku niedorosłym. (przyp.red.)

Raz, dwa, raz, dwa



Stara dobra piosenka, z nowymi słowami. Oto jak wygląda jeden z elementów troski o Tituka.

Wypluwanie i wkładanie.
Płacz i starych tupotanie.
Ruch wkoło dziecka, ruch
Smoczka szukanie.

Raz,dwa.
Raz,dwa.
Raz,dwa.Raz,dwa.
Raz,dwa.Raz,dwa.
Ruch wkoło dziecka, ruch
I odpoczywanie.


(Na melodię piosenki zespołu Maanam)

sobota, lipca 23, 2005

O nowych przyjaźniach Tituka


Oj, ciężko się skupić. Ciężko się skupić, jeśli trzeba się skupiać na Tituku, skutkiem czego blog, choć nie tylko to, ledwo żyją. Popadliśmy w rutynę bycia strażakiem - staramy się "gasić pożary" wywołane przez zwiększanie entropii układu złożonego z Tituka i jego małego wszechświata. Czasem nawet czuję się, jak cząsteczka wykonująca chaotyczne ruchy Browna albo demon Maxwella. Wszystko po to, żeby układ wrócił do równowagi, a to wymaga energii. I pomysłów z innego wszechświata.
Nie pamiętam, od czego się zaczęło, ale pewnie od nieprzespanej do końca nocy, dużej ilości wzbudzeń Tituka prawie do stanu świecenia - bywa wtedy "czerwony jak cegła" i emituje energię akustyczną w górnym pasmie częstotliwości akustycznych. A skubany potrafi wystarczająco długo i nie wytrzymasz, tego pewien jestem. Jak mawiała nasza położna: "Jeśli płacze, to nie znaczy, że jest głodne, chore lub ma kolkę. Może się nudzić!".
Prawdopodobieństwo jest dość duże. Tituk, jak się okazuje, zapałał wielką sympatią do Su. Na jej widok, choć zdaje się raczej na dźwięk, reaguje koncentracją, brakiem aktywności kończyn i wpatrywaniem się w jej kształt. Lubi jej ciepło. Co ciekawe, nie przeszkadza mu jej jednostajna melodia. Kim jest Su? Już w następnej odsłonie. Jeśli chcecie zgadywać, proszę bardzo.
Zamieszczam zdjęcie Tituka z Lulą, która wtarabaniła się dziś do wózka. Ostatecznie kiedyś, w erze przed-Titukowej, koty tam rządziły. Jak widać adaptacja ssaków występuje nadal, te bardziej przystosowane (tituki) wypierają mniej przystosowane (koty).

piątek, lipca 08, 2005

Sposób na osiągnięcie fioletowej karmy

Nie będzie wcale o filozofii Wschodu. Chyba że, centralnego. Zaczęło się od niezbyt udanego spania w nocy. Zatem rano musiała być kawa. Jak dotąd normalnie. Zdążyłem wypić kawę przed wyjściem do pracy. Wsiadłem w samochód i ruszyłem mozolnie w kierunku północnym, jednak z zamiarem zatrzymania się celem pozyskania bananów drogą wymiany biletów płatniczych NBP na towar. Zatrzymałem się, wszedłem do sklepiku i kupiłem nie tylko banany, ale także bułeczki drożdżowe z jagodami. Mmmmm. Rewelacja. Szkoda, że tylko cztery. Następnego dnia postanowiłem kupić 8. W czwartek, czyli w trzecim dniu, "obudziłem się później niż zwykle", za sprawą Tituka oraz budowy wzmacniacza lampowego (a.k.a. two-and-half-watter). Wcześniej wziąłem urlop okolicznościowy z okazji urodzenia się dziecka. Nie mam nowego dziecka - to jest to samo dziecko sprzed 3 tygodni. Pojechałem lekko nieuczesany po drożdżówki. Była 11:00. Wróciłem z pół-kilogramową torbą.
Jak myślicie, jakiego koloru jest karma? Złota? Biała? Odpowiedzi proszę nie przysyłać, nagród i tak nie przewiduję, chyba, że ktoś nie chce dostać nagrody.
Wracając do bułek. Tygrysia już dłuższy czas zastanawiała się, kiedy składniki przez nią zjedzone dostają się do mleka. Zapytała parę osób uczonych w temacie laktacji (nie mylić z latawcami), ale odpowiedzi konkretnej nie uzyskała. No to skąd, kurtka na wacie, ma człowiek wiedzieć, czy Titukowi zaszkodziło to, co zjadła dziś, wczoraj czy jutro? Moja żona zjadła bułeczkę z jagodami przywiezioną zaledwie parę chwil wcześniej. I od razu na jej twarzy zagościł wyraz wskazujący na narodzenie pomysłu epokowego. "Jeśli zjem bułkę z jagodami i Tituk zrobi kupkę i będzie fioletowa, to będzie można określić po jakim czasie to, co zjem, dostanie się do pokarmu!". Dziewczyna nie pije kawy, więc dopiero po chwili do niej dotarło: "Fioletowe mleko? Jak mleko może być fioletowe? Przecież Tituk musiałby jeść jagody". Opadła na czerwoną kanapę w salonie pokonana przez Wszechświat i Ogólną Teorię Wszystkiego. "No chyba, żeby popijał mleko denaturatem" - bąknąłem niewyraźnie ale tak, żeby mnie nikt nie usłyszał i nie posądził o naruszenie ustawy o wychowaniu w trzeźwości.

sobota, lipca 02, 2005

Sposób na głowy bolenie

Tak jak każda Warszawa ma dwie metody: falenicką i otwocką, tak bolenie głowy można uzyskać co najmniej dwoma sposobami. Pierwszy polega na wprowadzaniu wodnych roztworów organicznych związków chemicznych zmieniających świadomość w kolejności zgodnej ze zmniejszającą się zawartością procentową tego związku w roztworze, zaś drugi wiąże się z częstą pionizacją ciała w porze nocnej wywołaną dźwiękami z końca zakresu wytrzymałości ludzkiego ucha. Ten drugi sposób też zmienia świadomość. Byt też.
O ile świat ma już "pacaneum na kaca", o tyle trudno łagodzić ten drugi objaw. Koledzy mówią, że objawy ustępują po 2 latach. Ale myślę, że na taki łupiący ból głowy pomocne jest, co już dowiodły nasze babki, stawianie pijawek. Gdzie stawiać, tego nie wiem, więc proszę robić to na własną odpowiedzialność i nie przysyłać mi zdjęć z "fryzurą" a la Bob Marley.
My nie mamy pijawek, a ze ssących zwierząt mamy Tituka. Dam znać, czy przystawienie Titukowego aparatu ssąco-drażniącego do głowy przynosi ulgę i uspokojenie. Innym też...

czwartek, czerwca 30, 2005

Nowe 2 zdjecia

Nic nie wymyśliłem, słyszałem tylko wczoraj cytat Tygrysi: "Tituk, śmieszne masz te miny. Co ja mam w tym mleku???".
Zatem uaktualniłem tylko album o 2 nowe zdjęcia. Podpisy do zdjęć proszę zamieszczać w komentarzach.

środa, czerwca 29, 2005

Co nowego.

Uruchomiłem powiadamianie o nowych postach poprzez "news feed". Wystarczy klient obsługujący Atom. Dostępność klienta można sprawdzić to na stronie podanej w Odnośnikach. Sprawdziłem działanie za pomocą Sage'a czyli rozszerzenia do przeglądarki Mozilla Firefox. Jeśli ktoś korzysta z MSIE, też jest dostępne rozszerzenie blogbot lite. Jeśli ktoś to przetestuje, proszę się podzielić komentarzem.
Sprawdziłem też działanie za pomocą klienta Jabbera (PSI) i usługi jabrss. Jest dobrze :o)

wtorek, czerwca 28, 2005

Popalanie szkodzi zdrowiu.

To, że palenie szkodzi zdrowiu wiadomo wszystkim, którzy natknęli się przynajmniej na paczkę papierosów. Popalanie też szkodzi zdrowiu. Rodziców. Bo dał nam dziś w nocy Tituk popalić. 3 razy budził się w nocy próbując w sposób Titukom naturalny zwrócić uwagę na brak uzębienia oraz aparat głosowy doskonale wykształcony do wydawania nieartykułowanych dźwięków. Składniki przepisu na zwrócenie uwagi zamieszczam na końcu, gdyby ktoś chciał spróbować na swoim współspaczu. Spać Tituk nie chciał, nie pomagało noszenie w pozycji poziomej i pionowej połączone z nieudolną choreografią w stylu Kalinka-Zbójnicki-Polka w rytm dźwięków z opisywanej wcześniej karuzeli . Pomogło Tygrysi (żonie) na tyle, że zapomniała na chwilę o niewyspaniu. "Nie machaj nogami, Igor i tak tego nie widzi" - zauważyła z lekkim uśmiechem. Niestety, sytuacja stała się krytyczna do tego stopnia, że zaczęliśmy podejrzewać KOLKĘ(!). Poszukiwania lekarstwa na KOLKĘ poprzez Przyjaciela Google'a wiadomo czym się skończyły - kolką w oku szukającego. Zaprzestaliśmy więc, uznając, że nas poniosło. Procedura taneczno-gastronomiczno-spoczynkowa została powtórzona parokrotnie i już o 11:00 rano Tituk zasnął. Śpi do chwili, gdy piszę. Mama Tituka - Tygrysia - też śpi.

Aha, zdjęcie Tituka z tego wspaniałego okresu trwającego już 4 h opublikowałem jako 10-te w albumie.

PRZEPIS
  1. Położyć się na plecach.
  2. Rytmicznie prostować kończyny zakończone skarpetami, zwykle są to nogi, ale nie należy przykładać do tej konwencji zbyt dużej wagi.
  3. Po ustaleniu rytmu i udanej próbie rozkopania np. koca, rozpocząć niezborne ruchy pozostałymi dwoma kończynami. Można uruchomić także palce do pokazywania gestów uznanych powszechnie za obraźliwe. Czasem się udaje.
  4. Zmarszczyć skórę poniżej linii włosów na głowie oraz zamknąć oczy.
  5. Nabrać powietrze do płuc, rozluźnić zakończenie aparatu głosowego (najczęściej usta, choć Titukom świetnie wychodzi wydobywanie dźwięków inną częścią ciała), po czym szybko nadawać na częstotliwościach ogłuszających.
  6. Przybrać barwę skóry wskazującą na przynależność do plemienia Apaczów lub na wielki wysiłek (zależy, co Ci przychodzi łatwiej).
  7. Powtarzać czynności 2-6 do uzyskania zamierzonego efektu.

niedziela, czerwca 26, 2005

Co nowego.

Wstawiłem odnośnik do albumu ze zdjęciami w sekcji "Odnośniki".

Tituk a komercja wielkopowierzchniowa

Zacznę od tego, że mały jak ma mokro, to czka. Można zatem łatwo rozpoznać (czego nie napisali w instrukcji obsługi noworodka*), że coś poważnego w jego dniu nastąpiło. Odgłosy czkania które się wydobywają, brzmią mniej więcej "ti-tuk". Pewnie jest to dla tego gatunku stworów normalne. Oprócz nazwy systematycznej (wybacz mi, prof. Bartczak!) homo sapie(n)s, należy do jakieś podgrupy albo czegoś podobnego o nazwie łacińskiej tetuucus. W każdym bądź razie nazywam go pieszczotliwie Tituk (dla uczących się polskiego Anglosasów brzmi podobnie jak "hiccup").
Zatem Tituk nie robi sobie nic z otaczającej go rzeczywistości, także tej wysysającej nasze portfele z gotówki. Wywołuje natomiast, zupełnie nie rozumiem dlaczego, okrzyki i westchnienia przechodniów i klientów centrów handlowych. Czy w Warszawie rodzą się tylko dzieci w wieku 1 roku? A może to my jesteśmy dziwni, że zabraliśmy Igora na zakupy? Jakkolwiek, ludzie reagują pozytywnie, głównie płeć żeńska, choć i panowie nie stronili od uśmiechów.
A Tituk? Spał. Więc pewnie Arkadia mu się nie podobała...

___________
* Już pisałem, że nie mam instrukcji, więc gdyby nawet ktoś opisał podobne zachowanie, nic nie wiedziałbym o tym.

czwartek, czerwca 23, 2005

Co znalazłem na jednym z portali aukcyjnych ...

Nazwa aukcji: "Mały zestaw szpiegowski - WARTO!"
Natomiast to, co spowodowało,że mi się ośki rozjechały, brzmi: "[...]
lornetka - sprawna, ładnie przybliża [...]"

Bez komentarza :o)

Myśli z tombaku - cz. 1

Oto, jak zdaniem innych, matka karmiąca postępować powinna:
1. Ryby wędzonej nie jeść, w przeciwnym razie boleściami karmionego skończy się.
2. Ze zwzrostem dziecka, w piersiach zanika pokarm.
3. Piwo działa nie tylko moczopędnie.
4. Niespokojnym dzieciom nogi w makowiny wkładać.
5. Kobieta po urodzeniu dziecka ma nadal dużo cielska.

Testy karuzelowe

Przed chwilą zamontowałem przy łóżku karuzelę zakupioną przez brata. Wykonaliśmy test czułości na głos. Przy płaczu nie został uruchomiony odpowiedni program, natomiast gdy mu się odbiło (czyt. beknął jak stary - mam prawo tak mówić, bo słychać było w salonie!) włączyła się muzyka Bacha. A mówią, że chamskie zachowanie jest karygodne...

wtorek, czerwca 21, 2005

Tabula rasa cd. - czyli o odmóżdżeniu Wujka

Rafuła napisał:
Nie było to wcale skomplikowane
ani trudne do zrozumienia. Dostałem „prikaz” stawienia się w sklepie w celu dokonania ogólnowojskowego przemarszu przez świątynie handlu i miejsca kultu półbożków zbytku, trendu i niczym niepohamowanej komercji, (czyli miejsc, gdzie składa się w ofierze portfele czytelników damskich czasopism). OmcRcP wciągnęła mnie do sklepu z zabawkami. Na pytanie o zabawkę dla dziecka w wieku 36h(!!!???) Pani wskazała na półkę z wypasionymi misiami na linkach. Do wyboru było kilka zestawów. Z 4 melodyjkami w 5 kolorach... 2 melodyjki, 8 kolorowa i 6 sprężyn. 3 kolory, 12 melodyjek i 1 linka itp. itp. W pewnym momencie pani wskazała na coś, co miało 4 melodyjki, 5 sznurkow, alarm, piszczałkę, sikawkę, 2 plastikowe misie, silnik, brzęczyk oraz inne. Zapytałem, czy ma również dostęp do Internetu... o mało baba nie spadła z drabiny·.. Ale stwierdziła, ze pewnie da się to zrobić... No to wziąłem.. Muszę natychmiast Wam dostarczyć.. Już dwa dni wożę w samochodzie... Za chwile będzie śmierdziało jak kierowca tira po wyprawie na Białoruś!!!

poniedziałek, czerwca 20, 2005

Tabula rasa - czyli o odmóżdżeniu ojca

Jestem znów w szpitalu. Wszystko, no prawie wszystko jest w porządku.Mały rośnie jak na drożdżach - 100g w ciągu trzeciej doby. Mówią, że umysł dziecka jest jak niezapisana karta albo jak pusty dysk twardy. Coś trzeba zacząć na tym dysku zapisywać. Pocieszające jest to, że BIOS ma wgrany. Operacje wejścia/wyjścia ograniczają się co prawda do: włączenia alarmu o odpowiednio drażniącej częstotliwości i poziomie hałasu, wprowadzenia (pokarmu) i wydruku w pieluchę. Czasem zdarzają się błędy w rodzaju buffer overflow (konieczna zmiana ubranka lub wymiana osoby trzymającej dziecko) lub zapętlenia programu (brak obsługi tego błędu skutkuje dość długą czkawka). A w ogóle, to nie dostałem instrukcji obsługi... Nie dają do tego modelu? Robotyka w porządku - wymachiwanie kończynami wychodzi coraz lepiej. Jednakże obsługa ruchu ramionami trochę szwankuje, bo kończyny się zderzają ze sobą lub natrafiają na głowę. Hełmu też nie przewidzieli...

Mój brat, okazało się z badań genealogicznych, został wujkiem. Wybrał się do sklepu (mnie przy tym nie było) i rozpoczął wybór karuzeli, czyli czegoś co koncentruje uwagę malca. Nie wiem, ile trwała selekcja. Wybrał karuzelę, która posiada szereg funkcji, poza tym że się kręci: może odtwarzać 4 melodie, włącza się, gdy dziecko zaczyna płakać, ma wbudowany mikrofon do podsłuchu itp. Brakuje tylko kamery. Ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych. W końcu trochę się na elektronice znam :o). Mam nadzieję, że Rafuła własnoręcznie opisze, co się działo w trakcie rozmowy ze sprzedawczynią...

Wracając do wydarzeń w szpitalu. Poszedłem tam do toalety, która jest przystosowana do potrzeb kobiet na oddziale położniczym. Różne udogodnienia. Ale.. Trzeba "po" spuścić wodę. Nie rozglądając się szczególnie uważnie zauważyłem sznurek z charakterystycznym białym plastikowym uchwytem o kształcie stożka. No to pociągnąłem. Nic. To jeszcze raz. Znów brak efektu. Podniosłem wzrok. Zdziwiło mnie, że nie wisi na ścianie rezerwuar, (dla młodszych czytelników - zbiornik na wodę). Wolnym ruchem podążyłem wzrokiem od białego uchwytu do miejsca, w którym sznurek miał swój początek. Napis "ALARM" nie sugerował, że po pociągnięciu popłynie woda, chyba że ktoś mi zaraz zmyje głowę. Owszem przybiegła pielęgniarka, staksowała mnie spojrzeniem, ale chyba nie wyglądałem jak kobieta, tym bardziej w ciąży.
To na razie tyle.

piątek, czerwca 17, 2005

Igor :o)

Witajcie.

To będzie krótki wpis. Krótki, choć ważny. Dziś o godzinie 11:15 przed południem urodził nam się syn. Igor, takie imię wybraliśmy dla malca. Jego podróż do świata zewnętrznego zakończyła się spektakularnie i ekspresowo. O 7:00 Ania (moja żona, zwana też Tygryskiem) obudziła mnie słowami, że to będzie dziś. Sensowność mojej odpowiedzi była wprost proporcjonalna do ilości snu, a że spałem tylko 3 godziny, to odpowiedziałem bez sensu: "A nie możesz jeszcze poczekać? Zrobiłaś kawę?". Potem już zaczęło się zbieranie do wyjścia. O 9:00 ruszyliśmy do szpitala na Żelaznej, gdzie planowaliśmy rodzić. Po 30 minutach jazdy samochodem, podczas której Ania miała doznania, przy których wyjście z Matrixa to betka, dotarliśmy na miejsce. Rejestracja, potem KTG. W czasie skurczów Tygrys odlatuje. No i skucha. Nie ma miejsc! Jedyne szpitale, gdzie można się udać to Inflancka i Praski. Decydujemy się na Praski. Jest ok. 10:20. Dojeżdzamy do szpitala, gdzie poprzedniego dnia rodziła jedna z Foremek - Diana, i ten sam schemat: rejestracja, KTG, badanie. W czasie badania okazuje się, że bieiem do sali porodowej. Anię zabrała położna, ja zebrałem rzeczy. A było tego sporo. Wpadłem na salę, Ania w pogotowiu, parę (!) pań z obsługi i ... zaczyna się poród. [...] Po 45 minutach na świat przychodzi Igor. Brzdąc waży 3350g i mierzy 55 cm. To widać od razu to jego długie rzęsy, lok na czole wyglądający jak tornado i krzywe palce wskazujące. Poźniej dokończę. Teraz zjadam ziemniaki z kefirem i wracam do szpitala z zakupami. Link do zdjęć wstawię później.