niedziela, grudnia 04, 2011

Kontrola rześkości odc. 2

Sam tego nie doświadczyłem, usłyszałem w rozmowie. A było to tak.
Sobota rano. Kolega jedzie samochodem. Na trasie stoi patrol policji i zatrzymuje samochody. Taki też los spotyka naszego bohatera. Widzi lizak z nakazem zjechania na pobocze. Samochód się zatrzymuje, do kierowcy podchodzi funkcjonariuszka policji. Nasz bohater opuszcza szybę. Pani policjantka przedstawia a może i nie.
- No, panie kierowco ... - mówi rozglądając się po wnętrzu auta - Dmuchanko!
- Z przyjemnooością - odpowiada nasz bohater rozpromieniony bezpośrednim podejściem organu władzy.

czwartek, grudnia 01, 2011

"Należy się przejmować, ale nie za bardzo"

Herb Cohen, autor książki "Wynegocjuj to" i zdania cytowanego w tytule, miał między innymi do czynienia z terrorystami na Filipinach. Te i inne zdarzenia opisuje w swojej książce. Niestety gorzej szło mu z własnymi dziećmi. Sądzę, że go rozumiem.
Krzyś jest chory, zresztą ja także. Siedzimy sobie w domu, oglądamy wspólnie filmy dla dzieci. Nic w tyn nadzwyczajnego. Wiadomo, że dowcipy poukrywane w tych filmach przemawiają także dla dorosłych. Ba, na każdym etapie rozwoju człowieka, każdy coś znajdzie. Tłumaczy to, dlaczego dzieci mogą ten sam film oglądać dzień po dniu przez lata. Rosną, dojrzewają i odkrywają nowe treści. Gorzej ze mną. Oglądam raz i potem mam ochotę na coś innego, na przykład wiadomości. Moi synowie wtedy mają skrajnie odmienne zdanie, czasem zahaczające o pewną formę fanatyzmu. Objawia się to nieprzejednaną postawą, zbliżeniem do Matki Natury, pardon, podłogi oraz próbą jej wytrzymałości na ścieranie i dziurawienie czaszką. Ich własną. Mistrzem jest Kris. Opanował do perfekcji sztukę opierania się negocjacjom.
Po n-tym oglądnięciu przygód Lego Hero Factory przełączyłem na NatGeo. Myślałem, że go to zainteresuje. Owszem - 15 sekund.
- Poproszę wodę - rzekł stojąc między mną a telewizorem.
- Za chwilę, dobrze? - odparłem.
- Jeśli mi nie dasz wody, to będę złośliwy!
- Krzysiu, to jest szantaż. Nie możesz tak postępować. - oburzyłem się.
- Przestanę cię szantażować, jeśli włączysz mi Bio-ni-cle!
Tiaaa...

czwartek, czerwca 09, 2011

Muzyka o poranku

Kris poprosił o bajkę na Minimini. Włączyłem TV i akurat ustawiony był kanał z muzyką poważną - Mezzo. Wszedł Igor, usiadł na kanapie. Zasłuchał się w utwór wykonywany przez orkiestrę symfoniczną. Nagle zapytał:
- Mamo, my tam byliśmy. Czy to jest hiharmonia?

niedziela, kwietnia 03, 2011

PotForek 2.5 turbo benzyna

Chłopaki są już w tym wieku, że liczą się sprawy. Sprawy takie jak Bionicle, wesołe miasteczko w lecie, nowy rower i samochody. Te ostatnie muszą mieć spojler, wtedy robią wrażenie. Nawet mini van ze spojlerem jest rajdowy. I męski.
W celu zaspokojenia własnego egoizmu uzasadnianego kryzysem wieku średniego, dążyłem do pozyskania Subaru. Napęd 4x4, w teren wjedzie, zwinie asfalt, szybko zużyje opony. Same koszty. Dużo zabawy.
Rano mówię do Krzysia: "Szybko się ubieraj, jedziemy odebrać Subaru!"
Krzyś na to:
- Subaru Impreza?! Super!
- Nie, Forester - trochę mi entuzjazm opadł. Pomyślałem: - Nie zaimponuje bąblom.
Pojechaliśmy vanem ze spojlerem. Samochód podstawiony. Odebraliśmy.
- Jedziecie ze mną potforkiem czy z Mamą?
- Z T A T Ą !!!
Zostawiamy Cytrynę. 80 km po mieście. Czas na powrót do domu. Podrzucamy Tygrysa do Cytryny, wysiada. Chlopaki zostają w Forku. Wjeżdżamy na Puławską.
- No, to teraz możemy załatwić sprawę po męsku - Igor odezwał się z tylnego siedzenia.
Zbaraniałem.

piątek, stycznia 21, 2011

Rośnie godny następca Bogusia

Nie było mnie przy tym, zatem uznajcie to za dokument koloryzowany, ekhm, fabularyzowany. Zbieżność imion nieprzypadkowa.

Ania zabrała Igora i Krzysia z przedszkola, jest już ciemno. W linii prostej do domu jest może 300 metrów, samochodem na około czas przejazdu to około 5 minut. Dzieci zapięte w fotelikach, więc jazda. Ania co chwilę zagaduje chłopaków, Igorowi buzia się nie zamyka. Krzyś najwyżej rzuca zdawkowe "tat" - nadal nie wymawia głoski "k". To pewnie dobrze, bo w razie czego krzyknie "tuuuudaaaa". Ale ten temat już był w innym felietoniku. Igor gada, a Krzyś milknie. A jeśli milknie, to oznacza z dużym prawdopodobieństwem, że porwał go Morfeusz w swe objęcia. Ania stara się go skłonić do wydobycia dźwięku z ust - nic. Patrzy w lusterko wsteczne, a Krzyś brodę ma opartą na piersi. Wisi na pasie bezpieczeństwa. Ania sięga ręką i zaczyna go szarpać za nogawkę. Jeszcze raz i kolejny. 
- Krzysiu! Nie śpij! - woła Ania. - Krzyyysiuuu!
- Nie śpię - odpowiada Krzyś.
- To czemu się nie odzywasz? - Ania pyta.
- A bo nie chce mi się z wami gadać... - odpowiedział.

Bój się Boguś. 
 

czwartek, stycznia 20, 2011

Podsłuchane w kuchni

Ania przygotowuje polędwiczki wieprzowe. Zdejmuje za pomocą noża niepotrzebną tkankę. Igor asystuje stojąc obok na krześle i zadając mnóstwo pytań. Ania zwykle pytania wyprzedza. Tym razem też:
- A te resztki będą dla kotków ...
Akurat jestem w kuchni i stanowczo oponuję. Wiem, czym się to kończy - sprzątaniem w innym miejscu mieszkania.
- Ania, nie! Któryś kot po zjedzeniu tego na pewno się zrzyga...
- ... albo zwymiotuje - dodaje Igi.

"Tak, albo zwymiotuje" - powtarzam w myśli i wychodzę w kuchni przy wtórze śmiechu Ani.

piątek, stycznia 07, 2011

Inżynieria genetyczna a.k.a. reinkarnacja wg Krzysia

Siedziałem dziś w domu z chłopakami. Tygrys musiała iść do pracy. Planowaliśmy wyjazd do Świętej Katarzyny, żeby Babcia Jasia mogła z Igorem i Krzysiem pobyć chwilę. Pytam zatem Krzysia, czy chce jutro jechać do Babci Jasi.
- Nie - odpowiada stanowczo.
- Czemu? - pytam, bo zwykle ochoczo tam podróżował.
- Bo dziadek Romek będzie na mnie mówił "Bąbel'! - uzasadnia.
- Krzysiu, Dziadka Romka już nie ma z nami... - odpowiadam.
- Nie? To zrobimy Dziadka... - zmienia temat Krzyś.
- Zrobimy? Z czego? - zdziwiony pytam.
- Z kości  - pewnie mówi Krzyś.
- Z jakich kości???
- No, z kości misia polarnego. Zdejmiemy futro, oczy i zęby. I będzie Dziadek Romek.
Proste.

wtorek, stycznia 04, 2011

What is ...

Jest dzień emisji programu "Między kuchnią i salonem" w TVN. Występuje m.in. Tygrysek. Jedziemy zatem. Pada śnieg, niebo szare, na szosie błoto pośniegowe. Ulica Targowa w W-wie w kierunku Czterech Śpiących, zaraz za Zieleniecką. Prowadzę, choć raczę kieruję, bo prowadzi Ania. Jestem na środkowym pasie. Na lewym widzę Toyotę Yaris na katowickich numerach.  W kabinie kobieta i mężczyzną. On prowadzi, ona chyba niezainteresowana otaczającą rzeczywistością i okolicznościami. Stoimy przed światłami i próbuję zwrócić uwagę kierowcy na niezapalone światła. Robię "kaczuszkę". Kierowca patrzy na mnie bez zrozumienia. Dobra, szyby brudne, próbuję jeszcze raz dłużej i wyżej. On patrzy na pasażerkę, ona na niego.  Ruszamy. Patrzę w lusterko: światła nadal się nie świecą. Samochody zrównują się, moja dłoń złożona znów w "kaczuchę" usta niemo wypowiadają: "świaaa-tłaaaa". Nic. Co za matoł. Opuszczam szybę, pani pojęła i zrobiła to samo. Znów "kaczuszka" z mojej strony, tym razem kierowca zauważył i kopiuje gest. Staram się być uprzejmy, a gość jaja sobie robi. Jest mi słabo. Czuję się jak Jim Henson na próbie z lapońskimi przedszkolakami. Jeszcze raz powoli pokazuję, jak 4 palce: wskazujący, duży, serdeczny i mały tworzą górną płaszczyznę dzioba a kciuk - dolną. Poruszam. Nic... Słyszę, jak kierowca ni to do mnie ni do pasażerki, machając sobie przed nosem "kaczuszką" mówi: "What is {pokazuje kaczuszkę}?!". Aha! Włoch! - domyśliłem się -  "Lights!" - krzyczę, wskazując przód maski. Skręciłem w Ząbkowską.