piątek, stycznia 21, 2011

Rośnie godny następca Bogusia

Nie było mnie przy tym, zatem uznajcie to za dokument koloryzowany, ekhm, fabularyzowany. Zbieżność imion nieprzypadkowa.

Ania zabrała Igora i Krzysia z przedszkola, jest już ciemno. W linii prostej do domu jest może 300 metrów, samochodem na około czas przejazdu to około 5 minut. Dzieci zapięte w fotelikach, więc jazda. Ania co chwilę zagaduje chłopaków, Igorowi buzia się nie zamyka. Krzyś najwyżej rzuca zdawkowe "tat" - nadal nie wymawia głoski "k". To pewnie dobrze, bo w razie czego krzyknie "tuuuudaaaa". Ale ten temat już był w innym felietoniku. Igor gada, a Krzyś milknie. A jeśli milknie, to oznacza z dużym prawdopodobieństwem, że porwał go Morfeusz w swe objęcia. Ania stara się go skłonić do wydobycia dźwięku z ust - nic. Patrzy w lusterko wsteczne, a Krzyś brodę ma opartą na piersi. Wisi na pasie bezpieczeństwa. Ania sięga ręką i zaczyna go szarpać za nogawkę. Jeszcze raz i kolejny. 
- Krzysiu! Nie śpij! - woła Ania. - Krzyyysiuuu!
- Nie śpię - odpowiada Krzyś.
- To czemu się nie odzywasz? - Ania pyta.
- A bo nie chce mi się z wami gadać... - odpowiedział.

Bój się Boguś. 
 

Brak komentarzy: