poniedziałek, września 11, 2017

O papierniczeniu

Staliśmy dziś ze starszym synem w kolejce w papierniczym po zeszyt nutowy. Po jedną sztukę zeszytu za 1 złoty i 40 groszy.
Przed nami 3 osoby. Jak to we wrześniu w papierniczym, cel konkretny: zeszyty, plastikowe okładki, cienkopisy, farby, pędzle oraz inne rzeczy, które nagle stały się przedmiotem pożądania uczniów i źródłem oporu rodziców.
Podczas stania w kolejce dowiedziałem się, że na technikę biorą cienkopisy 0.5 mm a nie 0.4 i to te droższe.
Że minimalna liczba pojemniczków farb to 12. Że każdą książkę z dostarczonych przez ministerstwo należy zmierzyć - pani miała szablon jak do wykresu centylowego wzrostu dziecka. Ja przyszedłem kupić synowi zeszyt nutowy na lekcję teorii w szkole muzycznej, która to lekcja ma się zacząć za 35 minut... 30 minut... 25 minut... 20 minut....
- Zeszyt nutowy poproszę. Sztuk: jeden - szybko recytuję w obawie o dodatkowe pytania.
- Wie pan ale ta okładka... Może ja sprawdzę na zapleczu? - ochoczo spytała ekspedientka.
- Nie, świetny ten zaciek, naprawdę. - odparłem i dałem 2 złote. Po czym spiesznie także w "w długą".
Igor zajęty próbą przeżycia kolejnego "Last day on Earth" spojrzał na mnie i mruknął:
- Oaza spokoju...
Chyba nie zabrałem 60 groszy reszty.

niedziela, grudnia 18, 2016

Od... do...

Lekka myśl wzbudza ważne przemyślenia. 
Frywolna fraszka w tren się zmienia. 
Niechcący wystukane słowo 
Wznieca refleksji tuman. 
Na nowo.

piątek, grudnia 11, 2015

Wilanowska

Deszczem z pochmurnego czoła
Mokną oczy, buty, koła.
Smutek tapla się w kałuży,
Klei się do opon czerni.
Porywisty podmuch myśli
Ciągnie mi parasol z ręki.
Westchnień pełne okulary
Rozpraszają światła drogi.
Wrócę i do pralki wrzucę,
Odwiruję do wyschnięcia
Duszę.

Warszawa, 23/11/2015

środa, stycznia 28, 2015

W kierunku Świętego Krzyża

Znów ta sama trasa. Mijają mnie drzewa, nie zdążam z czytaniem informacji na drogowskazach. Nerwowy chichot młodych turystów z Portugalii lub Brazylii wypełniający tył autobusu ustąpił ich sennemu odrętwieniu w ciszy. Słońce z Warszawy zastąpiły radomskie chmury. Po raz pierwszy spoglądam inaczej na klientów sklepu samoobsługowego "Słoneczko". Wiatrak, którego nie pamiętam, powoli i leniwie tnie na duże kawałki masy zimowego powietrza. 
Od samego rana wszystko dzieje się wolniej. Wracam myślą na chwilę do wolnego metra, spokojnej windy wznoszącej mnie na 8. piętro. Powoli siedzę przy stole w niewielkiej kuchni gospodarzy mieszkania, którzy harmonijnie zamieniają się miejscami, lawirując między otwieranymi co chwilę szufladami. Patrzę na ostry nóż w ręku Przemka, którym w pełnym skupieniu kroi i układa do duszenia warzywa: paski pora, kostki cukinii, kawałki papryki. Po niewielkiej kuchni rozpościera się zapach herbaty z kardamonem i miesza się aromatem topionego na patelni masła z kuminem. Ustawione w porządku stosiki warzyw z deski do krojenia kolejno wpadają na patelnię i łączą się z białkami jajek. Przed podaniem dołączają do nich żółtka, ledwo ścięte i... Na moim talerzu pojawia się wspaniała jajecznica. Popijam herbatę z kubka ręcznie wykonanego w Japonii. Wysłuchuję historii podróży naczynia z Kraju Wschodzącego Słońca. Wypijamy we troje spokojnie kawę w pokoju. Kocica Ewka wdrapuje się na kolana i podstawia głowę do głaskania. Coś robię nie tak, bo ucieka na fotel do gospodarza. Zbliża się czas mojego wyjścia, jeszcze rozmawiamy o książkach. Właściwie o jednej. Lektura o ograniczonym czasie czytania. O nieograniczoności. O tym, że nie ma boga, który jest cały czas przy tobie... Dziwny początek nadchodzącej podróży. 
W metrze otwieram książkę, muszę czytać niektóre akapity dwa-trzy razy. Nie szkodzi. Mam na to cały urlop. 
Ruszamy z Dworca przy Al. Wilanowskiej. Zapowiedź w autobusie, prawie taka sama jak na  pokładzie pasażerskiego samolotu odrzutowego. "Zapiąć pasy..., Palenie wzbronione podczas całej podróży... Toaleta  znajduje się..., Dziękujemy, że wybraliście naszą linię..." Czytam, czemu Jerozolima jest bardziej święta niż np. Radomsko? 
Patrzę na drogę i znów jej nie poznaję. Las przyprószony śniegiem, wśród drzew widać ginącą czarną ścieżkę, jakby wspomnienie o człowieku, który tamtędy szedł. Wydeptanie, które będzie trwać tam do odwilży albo kolejnych opadów.

czwartek, października 09, 2014

Laska, czyli o tym, komu jest źle

Polska jesień w pełni. Piękna o 7:50 zapełnia się czniami poganianymi przez swoich rodziców. Jest ciepło, więc z okolicznych mieszkań wychodzą lokalni "bramini". Zajmują swoje stałe miejsca przy sklepikach lub bramach. Zdala od ciasnych mieszkań i niezbyt higienicznych klatek schodowych. Osiągają powoli błogostan nirwany. Jak codzień mijam przy kiosku młodego człowieka rozmawiającego ze sprzedawczynią. Ubrany jest w dres, sportowe buty, czapkę z daszkiem. Na kolanach leży torba na ramię z logiem Adidas. Wkłada papiero do ust, żeby obrócić wózek na którym siedzi i zrobić miejsce dla mijającej go rowerzystki. Obraca głowę i spogląda, jak ta odjeżdża w kierunku placu Konstytucji.
Wsiadam do samochodu. Jadę. Nie spieszę się. Jest 8:00. Są światła zielone, potem czerwone. Na przejściach dla pieszych ruch. Studenci, staruszkowie z torbami na kółkach. Chłopiec z tornistrem na rowerze przecina pasy. Rozglądam się. Jest i matka. Dobrze ubrana, chyba coś mówi do chłopca. Idzie wolniej ciągnąc duży wózek z dzieckiem w środku. Ciągnie... Ciągnie jedną ręką. Drugą rękę ma zajęta. Zwalnia przed krawężnikiem, zna tą drogę i mogłaby ją przebyć z zamkniętymi oczami. A musi z białą laską w prawej ręce.

poniedziałek, maja 28, 2012

O życiu małej istoty

Wstaje dzień. Wilgoć leniwie podnosi się z ziemi pod naporem słońca. Dla mnie też już czas na zmianę pozycji. Odrywam się więc od posłania, rozglądam się wokół. "Taaak, to będzie piękny dzień" - myślę do siebie z uśmiechem. Żyję w społeczności i zaraz do niej dołączę. To oczekiwanie na ucztę zmysłów dodaje sił mojemu małemu organizmowi. Lecę jak na skrzydłach. Wiatr szumi wokół mnie. Dotarłem do bramy Lasu. To tutaj. Z ekscytacji nie mogę przestać się poruszać - jestem tu, za chwilę tam, zawracam, krążę pomiędzy drzewami. "No kiedy wreszcie?!" Czuję ssanie w środku, jakiś niepokój, podenerwowanie, przyspieszam, kręcę jeszcze jedno kółko. Wytężam oczy i spoglądam na dymiącą kurzem drogę. Nagle wyłania się. Och, tak. Szczupłe, nagie łydki. Cudownie apetyczne... Idealne ramiona kreślące w powietrzu ruchy pełne obietnicy wspaniałych doznań. I odkryty kark. Jaki śliczny! Nie mogę się powstrzymać. Powinienem czekać w ukryciu, ale wylatuje jak z procy na spotkanie z nią. "Czemu to trwa tak długo?" - dziwię się. Wreszcie jestem na niej, wchodzę delikatnie, czuję lekkie drganie jej ciała. Zalewa mnie ciepło i rozkosz. Przysysam się jeszcze mocniej. Kątem oka widzę jej ramię zmierzające w moim kierunku. "
Czy zdążę odlecieć zanim mnie dosięgnie?" - zastanawiam się szybko. - "Za szybko. Ta dłoń. Za szybko. Nie zdążę!!!!".  Resztką mojej świadomości słyszę uznanie dla mojego czynu:"Kurczę, ale dzisiaj rąbią te komary!"

niedziela, grudnia 04, 2011

Kontrola rześkości odc. 2

Sam tego nie doświadczyłem, usłyszałem w rozmowie. A było to tak.
Sobota rano. Kolega jedzie samochodem. Na trasie stoi patrol policji i zatrzymuje samochody. Taki też los spotyka naszego bohatera. Widzi lizak z nakazem zjechania na pobocze. Samochód się zatrzymuje, do kierowcy podchodzi funkcjonariuszka policji. Nasz bohater opuszcza szybę. Pani policjantka przedstawia a może i nie.
- No, panie kierowco ... - mówi rozglądając się po wnętrzu auta - Dmuchanko!
- Z przyjemnooością - odpowiada nasz bohater rozpromieniony bezpośrednim podejściem organu władzy.