niedziela, czerwca 26, 2005

Tituk a komercja wielkopowierzchniowa

Zacznę od tego, że mały jak ma mokro, to czka. Można zatem łatwo rozpoznać (czego nie napisali w instrukcji obsługi noworodka*), że coś poważnego w jego dniu nastąpiło. Odgłosy czkania które się wydobywają, brzmią mniej więcej "ti-tuk". Pewnie jest to dla tego gatunku stworów normalne. Oprócz nazwy systematycznej (wybacz mi, prof. Bartczak!) homo sapie(n)s, należy do jakieś podgrupy albo czegoś podobnego o nazwie łacińskiej tetuucus. W każdym bądź razie nazywam go pieszczotliwie Tituk (dla uczących się polskiego Anglosasów brzmi podobnie jak "hiccup").
Zatem Tituk nie robi sobie nic z otaczającej go rzeczywistości, także tej wysysającej nasze portfele z gotówki. Wywołuje natomiast, zupełnie nie rozumiem dlaczego, okrzyki i westchnienia przechodniów i klientów centrów handlowych. Czy w Warszawie rodzą się tylko dzieci w wieku 1 roku? A może to my jesteśmy dziwni, że zabraliśmy Igora na zakupy? Jakkolwiek, ludzie reagują pozytywnie, głównie płeć żeńska, choć i panowie nie stronili od uśmiechów.
A Tituk? Spał. Więc pewnie Arkadia mu się nie podobała...

___________
* Już pisałem, że nie mam instrukcji, więc gdyby nawet ktoś opisał podobne zachowanie, nic nie wiedziałbym o tym.

Brak komentarzy: