poniedziałek, maja 28, 2012

O życiu małej istoty

Wstaje dzień. Wilgoć leniwie podnosi się z ziemi pod naporem słońca. Dla mnie też już czas na zmianę pozycji. Odrywam się więc od posłania, rozglądam się wokół. "Taaak, to będzie piękny dzień" - myślę do siebie z uśmiechem. Żyję w społeczności i zaraz do niej dołączę. To oczekiwanie na ucztę zmysłów dodaje sił mojemu małemu organizmowi. Lecę jak na skrzydłach. Wiatr szumi wokół mnie. Dotarłem do bramy Lasu. To tutaj. Z ekscytacji nie mogę przestać się poruszać - jestem tu, za chwilę tam, zawracam, krążę pomiędzy drzewami. "No kiedy wreszcie?!" Czuję ssanie w środku, jakiś niepokój, podenerwowanie, przyspieszam, kręcę jeszcze jedno kółko. Wytężam oczy i spoglądam na dymiącą kurzem drogę. Nagle wyłania się. Och, tak. Szczupłe, nagie łydki. Cudownie apetyczne... Idealne ramiona kreślące w powietrzu ruchy pełne obietnicy wspaniałych doznań. I odkryty kark. Jaki śliczny! Nie mogę się powstrzymać. Powinienem czekać w ukryciu, ale wylatuje jak z procy na spotkanie z nią. "Czemu to trwa tak długo?" - dziwię się. Wreszcie jestem na niej, wchodzę delikatnie, czuję lekkie drganie jej ciała. Zalewa mnie ciepło i rozkosz. Przysysam się jeszcze mocniej. Kątem oka widzę jej ramię zmierzające w moim kierunku. "
Czy zdążę odlecieć zanim mnie dosięgnie?" - zastanawiam się szybko. - "Za szybko. Ta dłoń. Za szybko. Nie zdążę!!!!".  Resztką mojej świadomości słyszę uznanie dla mojego czynu:"Kurczę, ale dzisiaj rąbią te komary!"