środa, stycznia 28, 2015

W kierunku Świętego Krzyża

Znów ta sama trasa. Mijają mnie drzewa, nie zdążam z czytaniem informacji na drogowskazach. Nerwowy chichot młodych turystów z Portugalii lub Brazylii wypełniający tył autobusu ustąpił ich sennemu odrętwieniu w ciszy. Słońce z Warszawy zastąpiły radomskie chmury. Po raz pierwszy spoglądam inaczej na klientów sklepu samoobsługowego "Słoneczko". Wiatrak, którego nie pamiętam, powoli i leniwie tnie na duże kawałki masy zimowego powietrza. 
Od samego rana wszystko dzieje się wolniej. Wracam myślą na chwilę do wolnego metra, spokojnej windy wznoszącej mnie na 8. piętro. Powoli siedzę przy stole w niewielkiej kuchni gospodarzy mieszkania, którzy harmonijnie zamieniają się miejscami, lawirując między otwieranymi co chwilę szufladami. Patrzę na ostry nóż w ręku Przemka, którym w pełnym skupieniu kroi i układa do duszenia warzywa: paski pora, kostki cukinii, kawałki papryki. Po niewielkiej kuchni rozpościera się zapach herbaty z kardamonem i miesza się aromatem topionego na patelni masła z kuminem. Ustawione w porządku stosiki warzyw z deski do krojenia kolejno wpadają na patelnię i łączą się z białkami jajek. Przed podaniem dołączają do nich żółtka, ledwo ścięte i... Na moim talerzu pojawia się wspaniała jajecznica. Popijam herbatę z kubka ręcznie wykonanego w Japonii. Wysłuchuję historii podróży naczynia z Kraju Wschodzącego Słońca. Wypijamy we troje spokojnie kawę w pokoju. Kocica Ewka wdrapuje się na kolana i podstawia głowę do głaskania. Coś robię nie tak, bo ucieka na fotel do gospodarza. Zbliża się czas mojego wyjścia, jeszcze rozmawiamy o książkach. Właściwie o jednej. Lektura o ograniczonym czasie czytania. O nieograniczoności. O tym, że nie ma boga, który jest cały czas przy tobie... Dziwny początek nadchodzącej podróży. 
W metrze otwieram książkę, muszę czytać niektóre akapity dwa-trzy razy. Nie szkodzi. Mam na to cały urlop. 
Ruszamy z Dworca przy Al. Wilanowskiej. Zapowiedź w autobusie, prawie taka sama jak na  pokładzie pasażerskiego samolotu odrzutowego. "Zapiąć pasy..., Palenie wzbronione podczas całej podróży... Toaleta  znajduje się..., Dziękujemy, że wybraliście naszą linię..." Czytam, czemu Jerozolima jest bardziej święta niż np. Radomsko? 
Patrzę na drogę i znów jej nie poznaję. Las przyprószony śniegiem, wśród drzew widać ginącą czarną ścieżkę, jakby wspomnienie o człowieku, który tamtędy szedł. Wydeptanie, które będzie trwać tam do odwilży albo kolejnych opadów.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.