piątek, stycznia 04, 2008

Kulinarnie

Przy jedzeniu tak mnie naszło słowotwórstwo i oto wynik:
1. smalczyk (ros. s malczik) - tłuszcz z małego chłopca

No i zaczęło się ... [Ku przestrodze]

We własnym domu trzeba uważać na słowa. Poza też.
Pojechaliśmy do lekarza z Krzysiem, bo zaczął gorączkować w nocy. Przy okazji pani doktor zbadała Igora, który uskarżał się na "brudne ucho". Gdy go spytałem, dlaczego go boli ucho, odpowiedział:
- Uderzył!.
- Kto?! - zapytałem.
- Pająk!!!
Ciekawe skąd się te pająki biorą? Pewnie ze tajnego stowarzyszenia World Wide Web... Wracając do pobytu w jednej ze znanych przychodni w Warszawie. Igor po badaniu powiedział, że jest dzielny i zażyczył sobie lizak. Zaprowadził mnie do baru. Dostał lizaka, ja zaś kupiłem sobie RedBulla w butelce. Siedliśmy przy stoliku, młody wcinał lizaka, chwaląc się towarzyszącym nam klientom przychodni. W pewnym momencie zwrócił uwagę na butelkę napoju energetyzującego w mojej dłoni.
- Masz piwo? - zapytał. Oczy pań w barku zwróciły się w moim kierunku błyskawicznie i porozumiewawczo mrugały.
- Nie - odpowiedziałem.
- Masz wino? - nie dawał za wygraną. Zainteresowanie otaczających nas osób wyraźnie wzrastało.
- Też nie - odparłem. - To jest napój.
- Aaa, napój - Igor zakończył dochodzenie na tym trunku. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby zapytał, czy to np. denaturat.
Ojcowie, do podziemia!!!